Mama widzi przez okno,że jej syn pije na podwórku wodę z kałuży.
-Co ty robisz?Przestań!Tam się roi od zarazków!-krzyczy.
-Już nie!Przejechałem je parę razy rowerkiem!-odpowiada rezolutnie malec.
Stary farmer miał staw na tyłach ogrodu.Pewnego wieczoru postanowił tam pójść.Przy okazji wziął wiadro,aby z ogrodu przynieść trochę owoców.
W miarę,jak zbliżał się do stawu,słyszał coraz głośniejsze hałasy i krzyki.W końcu dotarł nad staw i oczom jego ukazało się kilka kąpiących się nago młodych kobiet.Na widok farmera krzyknęły:
- Nie wyjdziemy,dopóki pan nie odejdzie!.
Stary farmer tylko zmarszczył brew i powiedział:
- Nie przyszedłem tu po to,żeby was oglądać,jak pływacie nago,ani po to,aby was zmuszać do wyjścia z wody – tu farmer pokazał trzymane w ręku wiadro – tylko po to,żeby nakarmić aligatory.
chłopcy siedzieli na ławeczce nagle jakiś pan leżał na drodze niedaleko ławeczki i policjant się pyta chłopców – Wy to zrobiliście?
jeden z braci mówi- My, my, my, my…
policjant się pyta- Jak go zabiliście?
kolejny brat mówi- Patelnią w łep, patelnią w łep…
policjant się pyta- Ile chcecie siedzieć w więzieniu?
trzeci brat mówi- Sto lat, sto lat…
Jadą dwie blondynki maluchem. Nagle im się ten maluch zepsuł. Wysiadają patrzą pod maske i jedna z nich mówi do drugiej: patrz! ukradli nam silnik! na to druga. Nie martw się, z tylu mamy zapasowy
Dyrektor kocha się z sekretarką. Sekretarka lekko speszona:
- Dyrektorze, może drzwi zamkniemy? Całe biuro patrzy…
- Nie! Jak zamkniemy, to pomyślą, że wódkę pijemy.
Skopiowano ze strony: http://potworek.com/dowcipy – potwornie dobre dowcipy!
Wchodzi facet do sklepu dla dziwnych i mówi:
-Poproszę mhmhmhmh ziemniaków.
A sprzedawca:
-Kilogram czego?
Powódź w prowincjonalnym miasteczku. Ewakuacja ludności. Wojsko puka do kaplicy:
- Proszę księdza, niech ksiądz ucieka! Ksiądz się utopi!
- Nigdzie nie idę, wierzę w Opatrzność Boską.
Po trzech godzinach ksiądz siedzi na ostatnim piętrze parafii. Podpływają motorówką:
- Proszę księdza, niech ksiądz ucieka! Ksiądz się utopi!
- Nigdzie nie idę, wierzę w Opatrzność Boska.
Minęły kolejne godziny, ksiądz na szczycie dzwonnicy. Podpływają znowu.
- Proszę księdza, niech ksiądz ucieka! Ksiądz się utopi!
- Nigdzie nie idę, wierzę w Opatrzność Boska.
Piętnaście minut i ksiądz już z wyrzutami u Pana Boga.
- Panie Boże, no jak tak można? Swojego wiernego sługę zawieść? A tak wierzyłem w Opatrzność…
- Kretyn!!! Trzy razy po ciebie ludzi wysyłałem!!!
To było nad morzem, w jakmiś Mrzeżynie, czy gdzieś tam…
Od dłuższego czasu czułem, że wzbiera we mnie ta nieodparta chęć…
No cóż, jestem w końcu mężczyzną i nie ma się co dziwić. To zupełnie ludzka rzecz.
I wtedy właśnie, kiedy przechodziłęm obok jakiegoś ukrytego w cieniu pubu zobaczyłem ją. Była akurat taka, jak trzeba. Nieduża, ale zgrabna. Profesjonalistka.
Nie musiałem wiele mówić, jeden gest, spojrzenie i już wiedziała w czym rzecz. Zresztą chyba to nie był jej pierwszy raz.
Trochę nieśmiało wyciągnęła rękę.
Pewnym ruchem sięgnąłem poniżej pasa i wyjąłem go na zewnątrz.
Był duży, lekko pomarszczony, ale zupełnie jędrny jeszcze.
Ta wielkość właśnie ją zaskoczyła.
Widać było, że jest zakłopotana.
Nerwowo przełknęła ślinę.
Pokiwała głową.
Za duży.
Teraz nie da rady.
Sytuacja robiła się napięta. Ja dłużej już nie mogłem czekać.
To co, mam schować? – zapytałem prosto z mostu.
Pokiwała przecząco głową.
Gdzieś w głębi oczu tkwiło pragnienie oglądania go jak najdłużej.
Nieczęsto widuje takie wielkości.
Westchnęła cicho.
Nie mogę… nie mam… – wyszeptała cicho.
Ale ja muszę… naprawdę to zaraz będzie silniejsze ode mnie… proszę… prawie już błagałem
Wzbierała we mnie coraz większa fala.
No dobrze – zgodziła się po namyśle.
Dziś będzie za darmo.
Już po chwili rozpinałem spodnie.
Co za ulga.
Ja wiem, że w pubie toaleta nie jest gratis. Ale to nie moja wina, że barmanka nie miała wydać z dużego banknotu 200 zł.
Mówi sąsiadka do sąsiadki:
- Pani Nowak, pożycz mi pani wałek.
- Nie mogę, ja też na męża czekam.
Jeździ sobie Jasiu na rowerku koło domu i mówi:
-Mamusiu, zobacz, jadę bez jednej ręki.
-Mamusiu, zobacz, jadę bez obu rąk.
-Mamusiu, zobacz, jadę bez zębów.
Wchodzi blondynka do sklepu i pyta:
- Są może telewizory z lotnikiem?
Sprzedawca zdziwiony:
- Chyba z pilotem?
- A… bo wie pan, ja jestem taki lajkonik w tych sprawach.
Blondynka chwali się sąsiadce:
- Byliśmy na wycieczce turystycznej w Szwecji.
- Czy widzieliście fiordy?
- Pewnie! Podchodziły tak blisko do autokaru, że mogliśmy je nawet karmić!