Piekny lipcowy dzień. Las, w lesie cisza. Słychać ćwierkanie ptaszków, gdzieniegdzie przebiegnie zajączek, sarenka, w tle słychać leniwe stukanie dzięcioła.
Po prostu sielanka, idylla.
Wtem z głębi lasu wyłania się potężna chmura kurzu. Widać, że jakiś tabun przebiega rozpędzony przez las. Zające uciekają do swych nor. Zwierzęta w popłochu uciekają. Tabun biegnie z wielką prędkością przetaczając się przez las, nic nie widać, pył i kurz wszystko zasłania.
Aż wreszcie tabun dobiega do leśnej polanki. Zatrzymuje się tam. Kurz powoli opada. I nagle okazuje się, że cała polanka jest wysłana…… JEŻAMI. Cała polanka grafitowa. Wszystkie sapią i ciężko oddychają, są zmęczone. Tylko jeden jeż, który prowadził cały tabun lekko się uśmiecha ale cały czas próbuje złapać oddech. Oddycha, oddycha, myśli, i wreszcie w zachwycie:
- No kurna – JAK KONIE…
Jasio pyta tatę:
- Tato, czy potrafisz podpisać się z zamkniętymi oczami?
- Pewnie, że potrafię.
- To podpisz się kilka razy w moim dzienniczku.